To pierwszy wpis na blogu po polsku. To, czy ostatni, zależy w pewnym sensie od Was. Jeśli okaże się, że lektorek i lektorów poszukujących inspiracji jest więcej, niż myślałam, może od września skuszę się na pisanie z myślą o koleżankach i kolegach po fachu.
Przez ostatnie dziesięć lat (jak ten czas leci!) pisałam tu po hiszpańsku z myślą o moich hiszpańskojęzycznych studentach. A to dlatego, że od czternastu lat uczę polskiego w Hiszpanii. Przez ten cały czas sporo się nauczyłam i o polskim, i o dydaktyce, i o tym, jak ważną rolę w nauczaniu odgrywa kultura...
Lektorka na błędach się uczy. Scrabble jest tego najlepszym przykładem. Przyniesienie gry na zajęcia zaproponowała studentka, która dostała planszówkę na pamiątkę na intensywnym kursie polskiego w Polsce. Poinstruowała grupę, co i jak. Kilka osób kojarzyło zasady. No i się zaczęło. Zabawy było co niemiara, ale... No właśnie, pewnie na palcach jednej ręki mogłabym policzyć słowa, które udało im się ułożyć w ciągu całej lekcji. Dodam, że była to grupa początkująca, po zaledwie kilku miesiącach nauki.
Po roku dałam grze drugą szansę. Na instrukcję gry tylko rzuciłam okiem i uznałam, że trzeba to maksymalnie uprościć, wymyślają własne reguły.
Zaczęliśmy od odkrycia i pogrupowania liter.
Każda para graczy miała pomyśleć o jakimś słowie i dobrać siedem liter według uznania. Tak po prostu. Słowo mogło być krótsze, niekoniecznie siedmioliterowe.
Po mojej akceptacji, że wszystko jest dobrze, zapisywali słowo, zliczali punkty i dobierali koleją literę. Tym razem tylko jedną, żeby z tych siedmiu i tej jednej wyszło nowe słowo. Krótsze, dłuższe - wszystko jedno. I tak dalej: za nowe słowo - nowa litera.
Po zakończeniu tej rundy (a skończyła się ona wraz z zapisaniem jednej strony kartki) i po zliczeniu punktów padła propozycja wybierania liter na chybił trafił. Z woreczka. Tego żółtego, który widać na zdjęciu.
Można powiedzieć, że tym sposobem opracowaliśmy drugi, trudniejszy wariant gry. W związku z dodatkową trudnością studenci zaimprowizowali dwie dodatkowe zasady. Po pierwsze wymianę liter z inną drużyną. Po drugie tworzenie nowego wyrazu na zasadzie deklinacji albo koniugacji. Miało to też służyć zdobyciu większej ilości punktów.
Cieszę się, że się nie poddałam po tym pierwszym, niezbyt udanym podejściu do scrabble (czy może jednak scrabbli?), bo to drugie podejście było bardzo udane. Była zabawa, ale było też skupienie i myślenie. I takie oto miłe niespodzianki, jak nucone w ciągu roku piosenki.
Dwie rzeczy, które mnie bardzo mile zaskoczyły i udowodniły, że scrabble mogą być bardzo dydaktyczne, nawet w tak uproszczonej wersji:
To, co mnie wydawało się początkowo banalne, czyli układanie prostych słów, okazało się bardzo cenne, bo szukając poprawnego słowa, musieli zwracać uwagę na każdą kreseczkę i ogonek, nie mówiąc o poszczególnych literach.
Nie spodziewałam się, że skorzystają z odmiany z własnej woli.
To tyle. Kto dotarł do końca, niech napisze słów kilka w komentarzu, czy miałby ochotę na więcej relacji z moich potyczek z językiem polskim jako obcym.
Komentarze
Saludos de Varsovia, Wilanów
Wojtek Wilczyński