JAK NAPISAŁAM 3 KSIĄŻKI DO NAUKI POLSKIEGO DLA HISZPANÓW

Mam na imię Ilona i jestem autorką 3 książek do nauki polskiego dla osób hiszpańskojęzycznych:
  • 2016 - Gramática polaca. Primeros pasos
  • 2020 - Cuaderno de polaco. Ejercicios para principiantes 
  • 2022 - Cuaderno de polaco 2

Wszystkie książki powstały w ciągu siedemnastu lat mojej pracy jako lektorki języka polskiego na Uniwersytecie Alicante. Są napisane po hiszpańsku. Podaję polskie tytuły w nawiasach jako orientacyjne tłumaczenie na użytek tego wpisu: Gramática polaca. Primeros pasos (Gramatyka polskiego. Pierwsze kroki); Cuaderno de polaco. Ejercicios para principiantes (Zeszyt do polskiego.  Ćwiczenia dla początkujących); Cuaderno de polaco 2 (Zeszyt do polskiego 2).

Nie mam w planach kolejnej książki. Pomyślałam więc, że to dobry moment, by podsumować, jak wyglądał proces tworzenia i publikacji tych materiałów.  

Wszystko zaczęło się od bloga

Zaczęłam prowadzić zajęcia na uczelni w 2005 roku. Mój hiszpański był wówczas wystarczająco komunikatywny, żeby samodzielnie załatwiać różne sprawy na mieście, jednak wciąż nie dość swobodny, żeby wyrazić dokładnie to, o co mi chodzi. Blog miał być sposobem na ćwiczenie pisania po hiszpańsku. 

Inspiracja przyszła od Rebeki, która wtedy uczyła sie polskiego, a teraz specjalizuje się w uczeniu hiszpańskiego Polaków. Możecie ją zaobserwować na instagramie, gdzie działa jako @hiszpanuj. Mniej więcej około 2006 roku, jeśli mnie pamięć nie myli, Rebeca zaczęła pisać bloga o Polsce. Wspominam to jako czasu boomu blogowego na blogspocie (darmowej platformie należącej do Google'a). Dokładnie pamiętam, jak Rebeka pomagała mi z formatowaniem filmików, żeby mieściły się we wpisie. Na początku nieśmiało popełniłam kilka wpisów, nic nikomu nie mówiąc. Potem wypatrzył je jeden ze studentów i zostawił komentarz z zapytaniem, dlaczego nie piszę dalej. I tak się zaczęło.

Blog nosił nazwę hablarpolaco.blogspot.com. Pisałam go przez kilka dobrych lat, nie udzielając się jeszcze w mediach społecznościowych. Posty pisały się same, bo po każdych zajęciach wychodziłam z jakąś zagwozdką, którą potem starałam się rozwikłać. Rozwiązanie pojawiało się  w formie wpisu. Było to też sposób, żeby osobom zainteresowanym danym tematem pododsyłać bezpośrednio gotowe linki. Czasem sięgałam do przykładów z bloga na lekcji.

Po kilku latach okazało się, że gdyby tak zebrać te wszystkie posty poświęcone głównie garamatyce, to można by opublikować książkę. Było to dla mnie niewyobrażalne, że jako to? ja i książka? Okazało się jednak możliwe. Gramática polaca. Primeros pasos została wydana przez wydawnictwo Uniwersytetu Alicante jako materiał dydaktyczny. 

Dodam jeszcze, że po wydaniu książki postanowiłam zlikwidować tamtego bloga, bo po pierwsze spełnił już swoją rolę, a po drugie się za bardzo zestarzał. Chodził głównie o nieaktywne linki. Ten blog, który czytasz, zawiera ocalałe jeszcze niektóre ocalałe posty z tamtego bloga. 

Przejście od bloga do książki

Zaczęłam od przeglądu kilkudziesięciu postów i skopiowania tych związanych z gramatyką. Choć brzmi to prosto, każdy wie, ile czasu pochłania kopiuj-wklej. To jedno. Druga rzecz to rozjeżdżający się format i kaprysy Worda. Kolejna sprawa to mój własny styl i poziom hiszpańskiego. Jedne posty były słabsze, gorzej wyjaśnione, inne bardziej dopracowane. Skopiowaną całość można by określić jako nierówną. Do tego dochodził mój zmienny gust, jeśli chodzi o kolory, formaty, czcionki i tego typu szczegóły. 

Plusy bloga: nie wiedziałam, że piszę książkę

Gramática była bardzo dużym przedsięwzięciem. Nie sądzę, żebym teraz porwała na coś tak dużego. I to jest największa zaleta wyjścia od bloga. Pisałam na luzie, bez spiny. Miałam przy tym dobrą zabawę i dość czasu, żeby na temat wielu zagadnień wyrobić sobie zdanie i wypracować optymalne wyjaśnienie, odpowiednie dla hiszpańskojęzycznych studentów. Dzięki temu byłam w stanie wypracować tak dużą ilość materiału. choć książka jest lekka i wygląda tak, że ktoś kiedyś w komentarzu nazwał ją książeczką. W tym sensie blog był strzałem w dziesiątkę. Gdyby ktoś się zastanawiał, jak zacząć, to nawet teraz poradziłabym mu to samo. Załóż darmowego bloga na blogspocie i pisz. No, może z taką uwagą, żeby na bieżąco wklejać posty do Worda. Albo odwrotnie. Z Worda do bloga.

Minusy bloga: maksimum entuzjazmu, minimum strategii

Do żadnej książki nie podeszłam z taki entuzjazmem, jak to tej pierwszej. I chyba dzięki temu udało mi się przejść przez ten żmudny proces klejenia, uzupełniania, dopisywania, korygowania, równania stylu i formatu... Nawet kiedy wysyłałam pierwsze wersje do znajomych zaufanych osób, żeby mi je sprawdziły, to nawet te pliki wciąż były pełne znaków zapytania i wątpliwości. Teraz wiem, że wynikało to z niepewności i niewiary we własne kompetencje.

Czego się obawiałam

Ta walka z tekstem i strach przed pewnym i płynnym zamykaniem każdego rozdziału wynikały z obawy przez ewentualną/potencjalną/przyszłą krytyką. Z obawy, że się pomylę i ktoś przyjdzie i mi to wytnie mocno dużym, grożącym palcem. Nic takiego się nie stało, choć nie obyło się bez pomyłek, które na szczęście dało się skorygować przy drugim wydaniu książki. Głównie dzięki czytelnikom, którzy uprzejmie zgłaszali usterki, najczęściej mejlowo. 

To nie jest tak, że teraz już się nie obawiam. Zdaję sobie sprawę, że ktoś, mam na myśli głównie koleżanki i kolegów po fachu, może nie mieć najlepszego zdania o książce, ale z drugiej strony tłumaczę sobie, że każdy mierzy się z jakimiś trudnościami i nie zawsze każdemu wychodzi tak, jak by chciał. Tylko zwykle nie mówimy o tym publicznie.

Poza tym ja sama, korzystając z cudzych materiałów. też widzę jakieś plusy i jakieś minusy. To nie znaczy, ze polecę do tej osoby i jej wszystko wytknę. Nie, skorzystam z tego, co jest przydatne, i tyle. Jeśli znam kogoś lepiej i wiem, że jest zainteresowany informacją zwrotną, wtedy też w prywatnej wiadomości dam znać, że na tej i na tej stornie jest literówka. Jeśli to możliwe, zostanie poprawiona przy kolejnym dodruku. 

Co zrobiłabym inaczej

Na pewno bym się tak nie przejmowała i nie marnowała tyle czasu na wielokrotne poprawiania i zmienianie. Prawdopodobnie skupiłabym się na mniejszej ilości zagadnień. Zaplanowałabym nawet wpisy na bloga albo od początku wyznaczyła jasno kategorie postów. Pracowałabym bardziej blokami. I koniecznie założyłam osobny zeszyt, albo jakiś gruby, albo A4 - do spisywania wszystkich pomysłów. Ogólnie od początku zrobiłabym to bardziej strategicznie, a mniej hurraoptymistycznie. Ale, powiedzmy sobie szczerze, niczego nie żałuję. To doświadczenie pozwoliło mi inaczej zabrać się do kolejnych dwóch książek, o których napiszę wkrótce. 

Z czego jestem zadowolona

Jestem zadowolona z tego, że ta Gramática wyszła taka radosna i niesztampowa. Kolorowe obrazki i współpraca z rysowniczką też były wyzwaniem, bo okazało się, że nagle mam wyjaśnić komuś, kto nie mówi po polsku, jak ma narysować dany przypadek gramatyczny. Mimo wątpliwości, czy ilustrujący litery ą i ę obrazek pana z wąsem grillującego mięso jest politycznie poprawny, czy krasnoludki reprezentujące dwuznaki nie są zbyt infantylne i tego typu rozkmin, cieszę się, że wyszło tak, jak wyszło. Że Gramática wyróżnia się na tle szarych publikacji akademickich. 

Bo w sumie o to mi najbardziej chodziło, i cały czas chodzi, a mianowicie o dydaktykę,  o przekazanie w możliwie najprzystępniejszy sposób tego, co jest uważane za skomplikowane. Dlatego cieszę sie niezmiernie, kiedy czytam w wiadomościach i komentarzach od ludzi z Hiszpanii i z Ameryki Południowej, że Gramática autentycznie przydaje się w nauce  polskiego. 


Ciekawa jestem, jaka jest Twoja historia z pisaniem. Zapraszam do komentowania. A jeśli wolisz, możesz napisać do mnie na polacoasaco@gmail.com


Komentarze